piątek, 30 grudnia 2016

PODSUMOWANIE 2016

Końcówka roku jest najlepszym momentem, by zrobić rachunek sumienia i postawić sobie kolejne ambitne cele na przyszłość. Choć 2016 nie był moim wymarzonym rokiem, pod względem aktywności, to i tak dostrzegam w nim same pozytywy, które sprawiają, że jestem zdrowszy i jeszcze bardziej szczęśliwy. Nie piszę tego posta by pochwalić się swoimi osiągnięciami, lecz po to by przeżyć to wszystko jeszcze raz. W kilku podpunktach postaram się przedstawić kilka tegorocznych, ważnych dla mnie startów. 

1. Ultramaraton Nowe Granice - Zielona Góra (103 km)



Debiut Martyny i Jacka na tak długim dystansie. Dla mnie to była niezła zabawa, dla tych dwojga bieg okazał się być walką z której wyszli obronną ręką. Oby więcej takich błotnych biegów w tak miłym i zacnym towarzystwie. 

2. Karnawałowy Półmaraton - Łeba 


Bardzo spontaniczny zimowy wyjazd nad morze, gdzie zostaliśmy ugoszczeni przez Olę i Mirka. W tym przypadku, chwili uniesienia poddał się Mirek, który na dzień przed imprezą, podjął decyzję o starcie na dystansie 21 km. Nie ukrywam, że przyłożyłem do tego rękę, a już na pewno nie zamierzałem go odciągać od tego pomysłu. 

3. 12- godzinny Bieg w Rudzie Śląskiej ( 120 km 548 m)


Tradycją już jest, że każdego roku jadę do Rudy Śląskiej by po pętli niespełna 1300 m, biegać przez 12 godzin. Zdaje sobie sprawę, że to nie jest normalne, ale tak już mam, że czasem lubię się pokręcić po mieście. W tym roku był to mój 4 start na tej imprezie i na pewno nie ostatni. Gorąco polecam. 

4. Ultramaraton "GWiNT Ultra Cross" (161 km)


W 2015 roku w związku z moim bardzo karkołomnym sezonem, postanowiłem odpuścić bieg na dystansie 100 mil. Rok później wiedziałem, że nie może mnie tam zabraknąć. Choć trasa jest bardzo wymagająca, radość w trakcie i po biegu była przeogromna. Wrócę tam na pewno. 

5. Półmaraton Śladami Bronka Malinowskiego Grudziądz - Rulewo.


Jedna z lepszych imprez na której miałem okazję biegać. Nie piszę tego jako mieszkaniec Grudziądza, lecz jako obiektywnie oceniający biegacz. W tym przypadku debiutantką była Anita, której też nie trzeba było długo namawiać. Brawo Koleżanko, pozamiatałaś. 

6. Rzeźnik i Rzeźniczek 



Choć zarzekałem się przez cały rok, że nie wystartuję w Rzeźnickim Festiwalu, życie postanowiło spłatać mi figiel i po raz kolejny znalazłem się w Cisnej. Tutaj szczególne ukłony należą się Madzi, która pomimo obaw, pokonała trasę Rzeźniczka z uśmiechem, no i trzeba wspomnieć o Krzysiu, który przebiegł wszystkie festiwalowe biegi. Hardcore z uśmiechem.

7. 147 Ultra - Ultramaraton Szczecin-Kołobrzeg (161 km)


Ten bieg zaliczyłem już kilka razy, ale ten był wyjątkowy i skończył się przedwcześnie. Organizator, postanowił nieco pozmieniać trasę, zamówił też ostrą ulewę dzień wcześniej. Biegało się jak po polu ryżowym. Na 120 km podjęliśmy jednogłośną decyzje z Krzysztofem - schodzimy. To była słuszna decyzja, ubarwiona jak zwykle kupą śmiechu.

8. Maraton u Ryśka Kałaczyńskiego.


W lipcu wraz z Andym i Alanem pojechaliśmy do legendy maratonu. Obecny na zdjęciu Pan w białej koszulce na przełomie 2014/2015 roku, przebiegł 366 maratonów w 366 dni. Zdaje sobie sprawę, że odwiedzają tę stronę osoby nie biegające, dlatego podaję dystans - 42,195 m. Ryszard Kałaczyński - zapamiętajcie to nazwisko, bo zapewne jeszcze o nim usłyszycie. 

9. Wycieczka do Szklarskiej Poręby (30 km).


Co jakiś czas wybieramy się w Karkonosze by zamiast po asfalcie, poodbijać się po górskich ścieżkach. Wydawało się, że znamy trasę i nic nie zakłóci tej wycieczki biegowej. Na dobrą sprawę, po za pomyleniem szlaków nic wielkiego się nie stało. Mieliśmy oglądać Śnieżne Kotły z Góry, a patrzeliśmy na nie z dołu. Jak dla mnie, jedno z piękniejszych zagubień na trasie Szklarska Poręba - Karpacz. 

10. Kaszubska Poniewierka (30 km).


Ten wyjazd był totalnym spontanem. W tym biegu miała wystartować Magda, ale plany pokrzyżowały jej plany w szkole. Nie mogłem przecież dopuścić by pakiet się zmarnował. Tym o to sposobem machnąłem sobie 30 km po całkiem niezłych górkach. Były momenty gdy miałem wrażenie, że jestem w Bieszczadach.

11. Maraton Poznań


Rok temu w trakcie luźnej rozmowy z bratem, padło hasło, że może i on by spróbował swoich sił w maratonie. Gdy pojawiły się pierwsze zapisy na tę imprezę, przyklepaliśmy to prawie jednoczesną rejestracją. W październiku bieżącego roku, mój rodzony brat został maratończykiem. Choć już mu to mówiłem, teraz to napiszę - Robert, dumny jestem z takiego brata. 

12. Setka na stadionie (100 km)


Ta impreza okazała się być kolejnym szaleństwem, w które wciągnąłem Jacka. W ramach badań na gdańskim AWF, 28 szaleńców biegało 250 okrążeń na stadionie, by finalnie uzyskać dystans 100 km. Co 25 kilometrów zbiegaliśmy do namiotu serwisowego, gdzie pielęgniarki pobierały nam krew. 2 tygodnie później znalazłem się w punkcie krwiodawstwa w Warszawie i dziwnie Pani pobierająca zerkała na moje podziurawione zgięcia łokciowe. 

Choć nie spełniłem swoich wszystkich biegowych założeń, absolutnie nie żałuję żadnej z podjętych decyzji. Mijający rok traktuję jak kolejny zdobyty szczebel drabiny prowadzącej do pełni szczęścia, a wszystkie niezrealizowane plany jako wyzwania na kolejny rok. Z tego miejsca chciałbym wszystkim życzyć dużo zdrowia i szczęścia. Jeśli te dwie rzeczy będą szły w parze, nic więcej nie potrzebujecie. Najlepszego życzę oraz po stokroć smacznego. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz