Wczorajszy dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym, ani też nie wydarzyło się nic co mogłoby zwiastować zbliżające się fajerwerki i atrakcje. Jak zwykle po 8 godzinnej orce, zasuwałem do domu , z nadzieją na spotkanie z dobrym smakiem, w zaciszu domowym. Mijając się z ludźmi na ulicy, myślami już byłem w kuchni i starałem się ogarnąć zawartość szafek, by wraz z naciśnięciem klamki drzwi wejściowych, od razu przystąpić do działania. Na chwile z tego myślowego amoku, wyrwała mnie wiązanka słów ogólnie uznanych jako obelżywe. Myślałem, że to do mnie, ale to jakiś grubo zrobiony metylowym trunkiem jegomość przywoływał do porządku, gwałconego przez grawitację kompana. Przemknąłem obok nich niezauważony i już po chwili, przekraczałem próg mieszkania, w którym nie wiedzieć dlaczego panował ruch jak na rondzie w Teheranie. Moje oczy nie zdążyły jeszcze ogarnąć 30% powierzchni, a już pod rękę mnie chwyciła smukła Pietruszka i ciągnie mnie w cichy zakątek. Nie wiem jakie miała plany, ale na szczęście moje zdezorientowane oblicze zostało uratowane przez dwóch już mocno zaprawionych jegomości w postaci Kalafiora i Selera. Nie wiem co tu się działo od rana, ale kuchnia przypominała warzywny spęd. Na kanapie rozsiadła się cebula i chyba musiała naubliżać pomidorowi, gdyż ten zalał się morzem łez i bełkotał coś pod nosem, co jakiś czas wycierając swe czerwone lico chusteczką. Fasola w kącie stała z Czosnkiem i nadymając się obserwowali sytuację, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Próbując ogarnąć wszystko wzrokiem, stałem w bezruchu jak Kopernik na toruńskim rynku, a oczy wyskoczyły, jakbym miał za ciasno warkoczyki zawiązane. Musiałem znaleźć jakiś sposób, by okiełznać towarzystwo i doprowadzić kuchnię do stanu używalności i w końcu krzyknąłem: Idziemy na pizzę !!! Nie musiałem nic więcej mówić, tłum ruszył jak szwadron moherów w trakcie lidlowskiej promocji, nie zważając na przeszkody terenowe. Sytuacja choć burzliwa, opanowana i odziana w dobry smak.
SPÓD:
- 3 pietruszki,
- 1 bardzo mała główka kalafiora,
- 1 seler,
- 2 łyżki siemienia lnianego (niemielone),
- 4 łyżki płatków owsianych błyskawicznych,
- 2 łyżki mąki z cieciorki,
- 1 łyżka skrobi ziemniaczanej,
- 1 łyżeczka bazylii,
- 1 łyżeczka oregano,
- pieprz,
- sól,
- odrobina oleju z pestek winogron.
- Białe warzywa wrzucamy do malaksera i rozdrabniamy na jak najmniejsze elementy. Chcemy uzyskać sypką konsystencję.
- Dorzucamy pozostałe składniki i wszystko mieszamy.
- Rozkładamy ciasto na blaszce wyłożonej papierem i wrzucamy na 20 minut do piekarnika. Pieczemy ok. 20 minut z włączonym termoobiegiem, temp. 180 stopni.
SOS:
- 1 puszka czerwonej fasoli ( jeśli masz czas przygotuj wcześniej ),
- 2 puszki pomidorów ( oczywiście bardziej wskazane jest użycie świeżych),
- 3 cebule,
- 4 ząbki czosnku,
- solidna garść szpinaku,
- bazylia,
- oregano,
- chilli,
- szczypta cynamonu,
- olej kokosowy,
- 1 czerwona cebula,
- 1 pomidor,
- świeża bazylia.
- Cebulę podsmażamy z czosnkiem.
- Dorzucamy pomidory i przesmażamy przez kilka minut.
- Doprawiamy.
- Dorzucamy na patelnie fasolę.
- Dusimy do momentu odparowania większości płynu, by nam za bardzo spód pizzy nie nasiąknął.
- Pod koniec smażenia dorzucamy garść szpinaku.
- Gotowy sos/farsz układamy na gotowym spodzie, dorzucamy na wierzch pokrojoną w talarki cebulę i pomidora.
- Ponownie wkładamy pizzę do piekarnika na 25 - 30 minut. Temperatura 180 stopni, grzanie góra-dół.
Pizza nie układa się w dłoni jak tradycyjny włoski klasyk i to nie za sprawą kiepskiego wypieczenia, lecz z powodu grubo nałożonego farszu. Sztućce mnie nie parzą, więc nie miałem problemu by ją spożywać za pomocą noża i widelca. Jak dla mnie jest to petarda warzywna, którą będę co jakiś czas powtarzał, zmieniając produkt wierzchni. Polecam gorąco i życzę smacznego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz