poniedziałek, 4 kwietnia 2016

BRODNICA - GRUDZIĄDZ ( 70KM )

Wycieczka biegowa z Brodnicy do Grudziądza, planowana już była bardzo dawno i czekała w kolejce do realizacji. Początkowy plan obejmował, że biegniemy z Marcinem jednego dnia, ten sam dystans ( Marcin miał biec, ze Śliwic ) i po jego zakończeniu spotykany się w Grudziądzu na stacji z orłem w logo, by wypić kawę. Pomysł bardzo ciekawy, lecz niestety został pokrzyżowany przez utrudnienia komunikacyjne, które zafundowały na Polskie Koleje Państwowe. W rezultacie temat stanął na tym, że pobiegniemy wspólnie z Brodnicy, po czym razem wylądujemy na wcześniej wspomnianej kawie, po przybyciu do Grudziądza. Porę wybraliśmy, oczywiście jak przystało na imprezy wyjazdowe, generującą przyjmowanie dziwnych pozycji w pociągu. Z drugiej strony nie ma się co dziwić, gdyż godzina 4 z delikatnym haczykiem, to jeszcze środek nocy. 





Założyliśmy, że dzień będzie piękny, to i stroje były przystosowane do tego co przedstawiał Jarek Kret, skacząc przy mapie w TV. Brodnica przywitała nas jednak temperaturą, która lawirowała na granicy ujemnej, co oczywiście było dla nas niemałym zaskoczeniem. Trzeba było spiąć pośladki i zaciśniętymi zębami lecieć do przodu. 



Na wylocie z Brodnicy, miała do nas dołączyć Anita, którą niestety pokonała wczesna godzina i kilka innych czynników zewnętrznych. Pamiętaj Koleżanko, to nie ostatnia nasza wizyta w Brodnicy, więc się szykuj. Wybiegając z półmroku czuliśmy jak po naszych plecach zaczyna tańczyć słońce. O tak wczesnej porze błagaliśmy by wyszło jak najprędzej.



Marcin, jeszcze przed samym biegiem obawiał się trasy i ilości asfaltu, który będzie musiał pokonać. Tutaj pojawia się niespodzianka, gdyż wzdłuż drogi, prawie przez cały czas ciągnęło się przyjaźnie szerokie, miękkie pobocze, z którego wcześniej wspomniany Kolega, nie omieszkał skorzystać. Mnie wystarczył "miękki" asfalt, który idealnie gra z moimi nogami. 


Na trasie jak zwykle nie zabrakło głupkowatych akcentów, podskoków i innych góralskich tańców. Najskuteczniejszą metodą na bezawaryjne przebycie dystansu 70 kilometrów jest zajęcie głowy czymś innym niż biegiem. Do biegania służą nogi, głowa z łaski swojej, niech się w to nie miesza. 


Ostatnia wycieczka z Kwidzyna do Grudziądza, ostro nas zmasakrowała, dlatego więc tym razem nie daliśmy się rutyniarstwu i przeprosiliśmy bukłaki, bidony i wszystkie możliwe naczynia, w których mogliśmy przechować płyn. Nie ukrywam, że pić się chciało gdyż od wczesnych godzin porannych łapaliśmy promienie słoneczne. 



Wycieczka przebiegała planowo i około godziny 10:00 znaleźliśmy się w Boguszewie, gdzie odwiedziliśmy teściów Marcina, gdzie czekał na nas komitet powitalny z prowiantem i upragnionym chłodnym słodkim napojem o mocno ciemnym zabarwieniu ( no tak !!! piliśmy to czego nie polecają dietetycy ). 38 kilometrów w nogach, spory zapas sił, słońce coraz wyżej. Przyszedł czas na zrzucenie, powoli ciążących części garderoby i przywitać ten piękny dzień letnim outfitem. 



Mijamy Radzyń Chełmiński, dobre nastroje i słońce, nie opuszczają nas. Zaliczamy kolejne ruiny Zamku Krzyżackiego. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że kilka po drodze zahaczyliśmy. 




Temperatura się podnosi, pijemy coraz więcej, ale coraz bardziej doskwiera nam głód. Coraz częściej mam wrażenie, że biegamy po pustyni.  Po kilku godzinach biegu, przydałoby się już wciągnąć jakiś konkret. Daktyle nie wystarczają, batony też się jakoś rozchodzą szybko po ciele, ale z rozpędu gnamy do przodu.



Bardzo miłe to uczucie, gdy do pokonania masz jeszcze jakieś 20 kilometrów, a tu na horyzoncie, pojawia się meta/cel wycieczki/dom. Oczywiście nie jarałem się tym, gdyż przerabiałem temat w trakcie Maratonu Karkonoskiego, gdy widząc Śnieżkę, prawie podskoczyłem, a po 2 godzinach dopiero się do niej zbliżyłem. 


Kolejna wycieczka dobiegła końca. Cel osiągnięty i choć Marcina mina wcale na to nie wskazuje, ogarniała nas mega szczęście. Endorfiny przypalane słońcem, smakują tysiąc razy lepiej niż daktyle na trasie. Dziś gdy do sprawy podchodzę na "trzeźwo", myślę już o kolejnej wyprawie, o następnych głupkowatych akcjach i wspaniałej przygodzie. 

6 komentarzy: