Okres przedświąteczny obfituje w przeróżne smarowidła, mazurki, ciasta i pasztety, więc jeszcze chwilę pozostanę w tym klimacie. Po ostatnim manewrze z pizzą na spodzie z kalafiora, pozostała w lodówce odrobina szpinaku, której nie wyobrażałem sobie nie wykorzystać. Co prawda kusiła mnie ta zielona masa, by wyjeść ją łyżką prosto z michy, ale obiecałem sobie, że będę twardy i użyje jej do kolejnego dania. Nie musiałem zbytnio szukać partnera do tej rozgrywki, gdyż z narożnika lodówki radośnie wyskoczyły suszone pomidory. Do kompletu potrzebowałem jeszcze kilka składników, ale w tym momencie po raz kolejny z pomocą przyszła Królowa Kasz...Jaglanka. Z taką ekipą nie może być nudno, dlatego gdy zwijałem z lodówki kolejne produkty, wiedziałem że będzie odjazd.
- 1 szklanka kaszy jaglanej ( przed ugotowaniem ),
- 1/2 słoika suszonych pomidorów,
- 1 mała papryka chilli,
- 1 cebula,
- 2 ząbki czosnku,
- 1 puszka białej fasoli,
- 1 łyżeczka koncentratu pomidorowego,
- pieprz, sól,
- papryka czerwona słodka,
- odrobina majeranku,
- olej z pestek winogron,
- garść kaparów.
- Kaszę jaglaną przygotowujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
- Na patelni podsmażamy czosnek i cebulę.
- Po ugotowaniu z kaszy wydzielamy 1/3 porcji i mieszamy ją ze szpinakiem ( ok. 4 łyżki masy szpinakowej ), który pozostał z tego przepisu. Oczywiście szpinak możecie przygotować według waszych upodobań.
- Do pozostałej części jaglanki, dorzucamy:podsmażony czosnek z cebulą, fasolę, przyprawy, pomidory ( odsączamy z zalewy ), koncentrat i wszystko jeszcze raz blendujemy. Po połączeniu składników, dodajemy garść kaparów i ponownie mieszamy ( tym razem już łyżką ).
- Do formy ( 30 cm ) wyłożonej papierem do pieczenia wykładamy najpierw warstwę czerwoną, rozprowadzając ją na dnie i po bokach. Na środek wykładamy warstwę ze szpinakiem, którą przykrywamy pozostałą masą z pomidorami.
- Tak uformowany pasztet pieczemy przez godzinę w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.
- Pasztet jest gotowy do spożycia, po całonocnym leżakowaniu w lodówce. W sumie można już po kilku godzinach, ale masa może się delikatnie rozjeżdżać, powodując okaleczenie wizualne.
Jest to jeden z tych przepisów "nawinie", które nie zajmują zbyt wiele czasu, a następnego dnia potrafią uczynić wiele dobrego w trakcie śniadania. Jeśli ktoś jeszcze nie wie jak sprawić sobie przyjemność o poranku, podpowiadam - patrz wyżej ! Życzę wszystkim udanego dnia, oraz smacznego :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńpatrzę patrzę i nie widzę.... gdzie ten szpinak?
OdpowiedzUsuńW linku, który znajduje się w przepisie :)
Usuń