Po szybkim przygotowaniu obiadu, postanowiłem zaczerpnąć świeżego powietrza i przejść się ulicami, które powoli zaczęły układać się do snu. Fakt, że wyszedłem z domu, nie miał nic wspólnego z przewietrzeniem, ani nostalgicznym spacerem, pomiędzy dogorywającym, ulicznym klimatem imprezowym. Podłoże było zupełnie inne. Najzwyczajniej w świecie, musiałem kilkoma krokami odpokutować obżarstwo, które wdarło się na talerz i przez moje usta, znalazło jedyną drogę ujścia. Choć było bardzo wcześnie, na ulicach nie było prawie nikogo. W pobliskiej bramie, dostrzegłem dwóch jegomości, którzy naprzemiennie zerowali butelkę, z wątpliwej jakości napojem. W półmroku światła z pobliskiej latarni, wyglądali jakby dumnie odgrywali niemy repertuar sekcji dętej, światowej sławy big bandu. Uliczni artyści. Idąc dalej, po za psem, który bezskutecznie próbował złapać swój ogon, kręcąc się w kółko, nie spotkałem nikogo. Nie wiem ile czasu spędziłem na potykaniu się o własne myśli i pomysły, ale w pewnym momencie zaczęło robić strasznie zimno i postanowiłem wracać. Choć nie miałem ochoty niczego kupować, zajrzałem jeszcze do pobliskiego warzywniaka, gdzie ze skrzynek wylewa się inspiracja, a zapach świeżych warzyw kopie lepiej niż mefedron. Nie wiem, co tam się stało, ale chyba te naturalne dopalacze wypaliły mi mózg. Z popołudniowego spaceru, na którym pozbywałem się efektów obżarstwa, wracam z 20 kilogramowym workiem marchwi.
- 700 g marchwi (ok. 6 sztuk),
- 3 szklanki mleka sojowego,
- 3 łyżki cukru trzcinowego,
- 1 łyżka kardamonu,
- 1 łyżka rodzynek,
- 1 łyżka hibiskusa suszonego,
- 1 łyżka żurawiny suszonej,
- 1 łyżka orzechów włoskich,
- 1 łyżka pasty tahini,
- 1 łyżka oleju kokosowego.
- Marchew obieramy i ścieramy na drobnej jarzynówce (cienkie wiórki).
- Marchew wrzucamy do garnka, dodajemy cukier, zalewamy mlekiem i gotujemy do momentu odparowania całości mleka. W trakcie tego długotrwałego procesu, co jakiś czas mieszamy.
- Zawartość garnka przekładamy na patelnię, dodajemy pozostałe składniki i na małym ogniu, wysuszamy naszą masę. Marchew powinna po pewnym czasie, powinna utworzyć zbitą masę.
- Przekładamy wszystko do pojemnika i odstawiamy do lodówki.
Ciekawość oczywiście wczoraj wygrała i nie mogłem poczekać do rana. Już po 30 minutach, od momentu zakończenia, tańczyłem jak Kevin Costner z wilkami, przy lodówce. Konsystencja, choć zbita, była jeszcze mokra, co nie do końca mnie satysfakcjonowało. Dziś rano, moje wątpliwości zostały rozwiane, gdy zobaczyłem w lodówce pięknie zbitą chałwę. Życzę wszystkim udanego dnia, oraz smacznego :)
tego jeszcze nie było, przepis zdecydowanie do wypróbowania! :) z jakiego warzywa będzie kolejna? może z buraka? :)
OdpowiedzUsuńczy przy tej ilości tahini jest smak chałwy? Ja robiłam z mniejszej ilości marchwi i dałam dwie łyżki tahini i mimo to była mało wyczuwalna
OdpowiedzUsuń